-Pamiętaj synu, nigdy się nie poddawaj, nawet jeśli nic ci nie wychodzi.
Z czasem osiągniesz sukces, tylko musisz na niego zapracować- duch
mojego ojca unosił się koło mnie próbując mnie pocieszyć.
Od jakiegoś czasu dość często miałem napady lekkiej depresji. Stałem się
samotnikiem i całe dnie spędzałem leżąc na polanie i wsłuchując się w
głosy roślin. W nich miałem przyjaciół. Lecz ile można tak żyć?
Spojrzałem w dół przepaści, nad którą siedziałem. Nie miałem żadnych
myśli samobójczych, ale lubiłem to miejsce. Miałem stąd widok na całe
tereny watahy, a nawet dalej. Westchnąłem.
-Czy nie dociera do ciebie to co mówię?- spytał ojciec-duch.
-Nie, oczywiście, że dociera. Rozumiem wszystko z tego co mówisz, tylko nie wiem, czy aby na pewno chcę dalej tak żyć.
-To otwórz się, pogadaj z innymi, idźcie na wspólne polowanie, powyjcie do księżyca...
-Nie myślałem o takiej zmianie. Nie wiem czy nie odejść z watahy.
-Chyba żartujesz.
-Nie, na prawdę się nad tym zastanawiam.
-No cóż, to twoja decyzja, ale proponuje cię żebyś jeszcze poczekał
jakiś czas i dopiero potem zdecydował co chcesz zrobić. Przemyśl to i
zastanów się dobrze.
-Tak zrobię- powiedziałem do swojego ojca. Duch kiwnął głową i po chwili rozpłynął się w powietrzu.
Wstałem i ruszyłem w stronę lasu. Idąc tak zobaczyłem wilczycę, której jeszcze nie znałem. Podszedłem do niej.
-Witaj. Jestem Ruth, a ty?
<Yin?>