Jak co dzień, wyruszyłem na poszukiwanie zwierzyny. W tym dniu było
wyjątkowo wietrznie. Mocna bryza rozruszała moje futro. Czarno biała
sierść drgała niespokojnie. Takie chwile mogłem nazwać "chwilami
szczęścia i harmonii". Miałem czas żeby zapomnieć o całym tym wydarzeniu
w watasze. Byłem spokojny i błogo stąpałem po wybrzuszonej i
chropowatej ścieżce. Wokół rosły polne kwiaty, świeża i zielona trawa,
szczątki starych liści, które pozostały po zeszłej zimie. Kochana zima!
Jeszcze kilka tygodni temu drzewa zniżyły się od nadmiaru śniegu. Teraz
ostatnie garstki, i tak już prawie stopione, można znaleźć w wilgotnych i
niedostępnych dla słońca miejscach.
Nagle coś zatrzeszczało mi pod łapami. Spojrzałem w dół i ujrzałem
kawałki szła z butelki. "Ludzie"- pomyślałem. "Pewnie kłusownicy. Czego
tu szukają? Wilków? Oby nie". Przeszedłem jeszcze kilka kroków i
ujrzałem że z pod łapy coś mi cieknie. To była krew. Płynęła z tej łapy,
która nadepnąłem na szkło. To na pewno jego wina. Nie mogłem nic
zrobić. Nagle zobaczyłem przed sobą wilczycę. Nie mogłem wydobyć z
siebie słowa. Zresztą, przez 2 lata żadnego nie wypowiedziałem, więc co
się dziwić.
-Cześć.-powiedziała wilczyca.
-Hej. Jestem Night Howl.
<<Fivera?>>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz